wtorek, 31 marca 2015

Goście, dzień 2

Kolejnego dnia odwiedzili mnie w pracy i w połowie dnia wybraliśmy się w poszukiwaniu szlaku na górę, którą widać z okna naszego mieszkania. Góra nazywa się Stroumboulas i ma około 800 metrów. W zasadzie odkąd tu przyjechaliśmy, marzyło nam się z Piotrkiem żeby się na nią wspiąć. 


Z początku nie mogliśmy znaleźć drogi, ale dzięki temu znaleźliśmy śliczną małą plażę, między klifami z błękitną wodą.












W końcu znaleźliśmy drogę i oczywiście prowadziła wąskimi, krętymi uliczkami. U podnóża góry stał dom, przy którym stał starszy pan. Pan niestety nie mówił po angielsku, ale na migi pokazał, że nas trochę podprowadzi. 


I tak szedł z nami bardzo długo prowadząc nas między drzewkami oliwnymi. Próbowałam mu po grecku powiedzieć, że damy sobie rade bo głupio nam było, że starszy pan musi iść z nami. Ale on cały czas mówił, że nie i szedł dalej, zresztą miał chyba lepszą kondycję niż my. Po jakimś czasie okazało się, że była bramka którą dla nas otworzy i pokazał gdzie mamy iść dalej. Wspinaczka nie była bardzo trudna, ale szło się coraz ciężej. Były momenty, że ledwo szliśmy, oczywiście oprócz Piotrka który skakał po skałach jak kozica :P. Na szycie znajduje się kościółek, w który tej zimy uderzył piorun. A dookoła jak zawsze piękne widoki, tylko wszystko w dalszej odległości zasłaniał pył z Afryki, który przywiało akurat tego dnia. Więc na pewno jeszcze powtórzymy tą trasę :) 









 


 






Na dół zeszliśmy w zasadzie w ostatniej chwili, bo wszystko spowiły chmury i gęsta mgła.



niedziela, 29 marca 2015

Goście, dzień 1

Witajcie!
Trochę nie pisałam bo przez ostatni tydzień miałam pierwszych gości :) Wrócił Piotrek i przyjechali Beata i Konrad, znajomi ze studiów z Warszawy. W pierwszy dzień pojechaliśmy samochodem na południe. Zatrzymaliśmy się na kawę w klimatycznej miejscowości a potem zatrzymaliśmy się w Prinias. Prinias to pozostałości po starożytnym mieście z 6-7 wieku p.n.e., które znajdują się wysoko na górze. Na brzegu klifu postawiono mały kościółek, widoki były przepiękne aż ciężko było opuścić to miejsce.










 






Dalej chcieliśmy dojechać do Zaros, ale droga była zapadnięta. Ogólnie nie jest łatwo poruszać się tutaj samochodem, kilka razy się zgubiliśmy mimo GPSa a drogi są bardzo kręte i wąskie. 


Po drodze zatrzymaliśmy się na obiad w klimatycznej tawernie, z oszklonymi ścianami z widokiem na jezioro i góry. Przy wejściu zaatakowały nas gęsi więc z krzykiem wbiegliśmy do środka co bardzo rozbawiło miejscowych gości. Na koniec zawsze podają Ouzo, mocny alkohol który smakuje jak nasz bimber więc chcieliśmy wyjść bez wypicia go, ale się nie udało. Jak właściciel zobaczył, że się zbieramy przybiegł do nas z jeszcze jedną buteleczką i nie wypuścił do póki nie wypiliśmy obydwu. Tylko kierowcy udało się wywinąć. Tak więc dalsza podróż przebiegała w jeszcze szczęśliwszej atmosferze. 





Na koniec zajechaliśmy do Matali, miejscowości na wybrzeżu, gdzie znajduje się mała plaża pomiędzy klifami. Z jednej strony w klifach znajdują się groty z czasów neolitycznych, a Matala jest znana z festiwali i spotkań hipisów, także na pewno jeszcze tu zawitamy.