piątek, 25 lutego 2011

Malezyjskie wesele

Witajcie!!

Słyszałam, że tęsknicie za moimi wpisami więc od dziś postaram się pisać regularnie.
Więc dla tych którzy jeszcze nie wiedzą sesja poszła mi tragicznie i dlatego musze zostać w Singapurze do końca maja aby zaliczyć kilka przedmiotów na dobre oceny, a najlepiej bardzo dobre :P Nie wiem jak mocno was to interesuje, ale obecnie uczęszczam na trzy przedmioty: Optical Fiber Communication, Research Methods i Bionanotechnology z czego ostatni nie mógł się nazywać lepiej. Nie chce się specjalnie w to zagłębiać więc opisze coś co zdarzyło się już jakiś czas temu.
Otóż w któreś sobotnie południe obudziła mnie głośna gra na bębnach, więc postanowiłam sprawdzić co się dzieje (spać i tak już się nie dało). Okazało się, że tuż pod moim blokiem odbywa się wesele pary z Malezji. Ponieważ tu jest zawsze ciepło wesele odbywało się na zewnątrz, oczywiście pod dachem bo w Singapurze można być pewnym dwóch rzeczy: że będzie 30 stopni i że w każdej chwili może nastąpić urwanie chmury i burza z piorunami. Więc z początku robiłam zdjęcia z pewnej odległości, ale po pewnym czasie zauważył mnie ojciec pana młodego i dosłownie kazał mi się dołączyć do imprezy. No i nakarmili mnie, kamerzysta mnie nakręcił i robili mi zdjęcia z parą młodą. Całe wesele polegało na tym, że goście jedli a para młoda siedziała jak figury woskowe i po kolei każdy robił sobie z nimi zdjęcia. Poniżej znajduje się zdjęcie jak druhna wyciera ich z potu i poprawia makijaż. Bo oczywiście nie ma nic ważniejszego niż dobrze wyjść na zdjęciach :P Oczywiście żartuje ogólnie było bardzo miło, jedzenie było dobre, para młoda i dekoracje wyglądały niesamowicie. Znacznie lepiej niż wesele chińskiej pary, na którym byłam trochę wcześniej ale o tym może następnym razem. Na jednym zdjęciu widać wujka pana młodego (ten w okularach przeciwsłonecznych) abyście mogli zobaczyć jak wyglądają typowi ludzie w Singapurze. Na końcu jest filmik zespołu który grał na bębnach i śpiewał – czy to co mnie obudziło. Wiem, że nie jest zbyt dobrze nakręcony i rozwija się powili, ale myślę że warto obejrzeć. A wychodząc z wesela dostałam mały prezencik – ręczniczek, wygląda na to, że każdy gość to dostawał wychodząc.
Całuję :*

4 komentarze:

  1. Kompletnie surrealistycznie :-) Naprawdę musisz częściej pisać, miło się tak oderwać od naszej rzeczywistosći

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniale, to rozumiem! Swietnie napisany reportaż, nie powstydzilaby się żadna gazeta.Czekam na nastepne ciekawe, egzotyczne nowinki!!!Brawo!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Jasne, że czekamy na wszelkie wieści i fotki. Musisz się bardziej postarać i zregularnieć w swoich wpisach.
    Piękne wesele, a i bębny odganiające złe duchy i zapewniające pomyślność świetne.

    Poza singapurian beuty, oczywiście wszelkie karaluchy, jaszczurki i węże mile widziane.
    Kurze dzióbki, flaczki i stópki w rosole również.
    Jednym słowem wszystko.

    Trzymaj się w tym deszczowo-słonecznym miejscu, hybrydzie piekarnika i sauny wspomaganej szkłem, stalą i klimatyzacją.

    pozdr.tatko Vslv

    OdpowiedzUsuń
  4. interesujący artykuł :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń