Pierwsze dni są naprawdę ciężkie, wciąż nie możemy znaleźć
mieszkania. Najwięcej przejść mamy z agencjami nieruchomości, dwa razy okazało
się że już nie istnieją oczywiście jak stanęliśmy przed zaklejonymi drzwiami. A
wszędzie chodzimy bo zdarzyło się, że jak dzwoniliśmy to odkładali słuchawkę
jak słyszeli angielski. Na szczęście udało nam się znaleźć jedną dobrą agencję,
pan mówi dobrze po angielsku i jest bardzo miły. Dzisiaj wozili nas na
skuterach po wolnych mieszkaniach. Niezła przygoda, bez kasków i jeszcze mój
kierowca rozmawiał przez telefon jadąc z zawrotną prędkością. Ogólnie wszyscy
tu jeżdżą jak wariaci, a ulice są bardzo wąskie. Przeżyliśmy to bez szwanku,
ale żadne mieszkanie się nie nadawało. Ostatnia szansa to mieszkanie daleko od
Heraklionu, ale blisko plaży i dojazd do Instytutu jest ok. Byliśmy w tej
okolicy dzisiaj i jedyny minus jest taki, że jest tam pusto. Mało ludzi i
sklepów, ale podobno tylko teraz bo jest zima a w sezonie będzie fajnie.
Na razie jesteśmy zmęczeni ciągłym chodzeniem i nie mamy czasu na
zwiedzanie. Jedynie wczoraj weszliśmy na falochron, a że było ciemno nie
wiedzieliśmy jaki jest długi. Piotrek uparł się, że musimy dojść do końca i tak
szliśmy i szliśmy, aż okazało się że ma 2 km. Przynajmniej mamy zaliczone :P
Jeżeli jutro się wprowadzimy, to może chociaż w niedzielę trochę
odpoczniemy.
A w poniedziałek czeka mnie załatwianie z podatkami i
ubezpieczeniem. To podobno jest jeszcze gorsze, trzeba jeździć od urzędu do
urzędu, ale ktoś z uczelni zawiezie mnie samochodem i będzie tłumaczył.
Potem mam nadzieję zrobi się trochę luźniej.
Całujemy :*